OK. Trochę czasu mnie nie było. Wszystko z powodu wyjazdu do
Anglii. Możecie mi wierzyć lub nie, ale jeśli chodzi o mobilny internet to nie
wiem, czemu ale nie mamy, czego zazdrościć wyspiarzom. Działa to to jakby nie
chciało i do tego diabelnie drogie. Przynajmniej jak na nasze płace. A różnice
w zarobkach widać zaraz po przesiadce z samolotu do autobusu. Mam taką ideę.
Mianowicie bardzo szybko i łatwo jest się zorientować w ogólnych cenach danego
kraju poznając cenę biletu autobusowego. Jest to wymierny wskaźnik tego o ile
droższe, lub tańsze, będą nasze zakupy w miejscu, w którym się znaleźliśmy.
Ale nie o tym chciałem pisać.
Nie wiem jak wy, ale ja latając samolotami nie mogę
ścierpieć jednego momentu. Mianowicie tego, w którym koła lądującego samolotu dotykają
ziemi. Nie chodzi tu o to czy się boję latać czy nie. Chodzi o to czy inni
pasażerowie się boją. Reakcja takiego podróżnego, który właśnie wygrał „grę w
kości ze śmiercią”, jest tylko jedna – klaskanie.
KURDE !!! Jak ja tego nienawidzę!
Nie chodzi, jak myślą niektórzy, o nagrodzenie wyczynu
pilota. To jego praca. Robi to dzień w dzień po kilka razy często od wielu lat.
Więcej sensu miałoby klaskanie ilekroć taksówkarz dowiezie nas bezpiecznie na
miejsce. W końcu jego praca jest, statystycznie rzecz biorąc, bardziej
niebezpieczna.
Tak naprawdę chodzi o strach.
Zamiast w zaciszu swojego fotela wypuścić z siebie powietrze
rzeczony pasażer, rozluźniając wszystkich mięśnie – nie wiedzieć, czemu -
uderza jedną dłonią w drugą. A przecież wystarczyłoby odmówić dziękczynna
modlitwę do jakiegokolwiek boga/bogów, w którego/których się wierzy. Co gorsza
klaskanie jest zaraźliwe – wszędzie i w każdej sytuacji. Ktoś wali końcem
kończyny w koniec drugiej i już wszyscy mu wtórują.
I tak maszyna skacze lądując po pasie przy huraganowych
brawach.
Zauważyłem też jedną zależność. Im większe brawa tym gorzej
będzie się wychodzić z samolotu. Klaszczą ci najbardziej zdenerwowani. Pierwszą
ich reakcją jest natychmiastowe wstawanie i zabieranie swoich bagaży. Wszystko
po to by jak najszybciej wydostać się z tej latającej „maszynki do mięsa”. Nie
szkodzi, że samolot kołujący po pasie może nagle stanąć – z różnych powodów – i
człowiek, szczęśliwy po niedawnej wygranej z losem, nagle leci na łeb na szyję
przez pół kabiny.
Tak, więc jeśli lądowaniu towarzyszy aplauz wiem, że nie ma sensu ruszać
się z miejsca przez najbliższe pół godziny. Na nic się zdadzą prośby i groźby
stewardes. Kołysząc się i przewalając wraz ze swoim, często za dużym jak na
kabinowy, dobytkiem niecierpliwi pasażerowie robią coraz więcej zamieszania.
Efekt tego jest taki, że dopóki nie opuszczą samolotu ja nie mam po co się
ruszać z fotela.