środa, 19 października 2011

Może większość z was nie pamięta albo wręcz nie zna czasów sprzed rewolucji komunikacyjnej. Czasów, w których internet był dla wybranych a komórka była wielką walizką w ręku obrzydliwie bogatego biznesmena jakiego oglądaliśmy na srebrnym ekranie. Ja natomiast często wracam z utęsknieniem do owych dni. Choć w czasach pierwszych, dostępnych dla szarego człowieka komórek miałem może z kilkanaście lat, to pozostało mi z tamtych czasów jedno miłe wspomnienie - NIKT SIĘ NIE SPÓŹNIAŁ !!!
Były to cudowne czasy, w których po wyjściu z domu byłeś osiągalny tylko dla ludzi, z którymi chciałeś się spotkać. I oni przychodzili na umówioną godzinę w umówione miejsce. Dzisiaj każdy wie, że może Cię złapać kiedy chce. Zauważyłem zanik zwyczaju umawiania się w na konkretną godzinę.
"Kiedy będziesz?"
"A tak 19-20".
No i dzwoni się przed wyjściem z domu i w czasie drogi w celu zlokalizowania osoby i ustalenia dokładnie samego miejsca spotkania. Przypomina to trochę wystrzeliwanie rakiety w kosmos. Wszystko po to by ustalić "okno startowe".  Trzeba zgrać wszystkie elementy w biegu, tak jakby nie można było tego zrobić wcześniej. Kilka razy nawet próbowałem umówić się z kimś na mieście "po staremu". Kiepsko na tym wychodziłem. Raz po umówieniu się w konkretnym miejscu o konkretnej porze mało nie zamarzłem bo postanowiłem nie brać komórki. Spóźniony o dobre 40 minut kolega na moje wyrzuty odpowiedział: "Przecież dzwoniłem i nie odbierałeś". I nagle wszystko jest moją winą bo przecież nie było ze mną kontaktu.
Żyjemy w czasach, w których nie posiadane komórki stało się powodem wykluczenia ze społeczności. Wychodząc z domu bez telefonu niektórzy czują się jakby nie mieli kończyny. Inni uznają to za przejaw wolności tyle, że ciągle martwią się, że ktoś próbował, i nie dał rady się z nimi skontaktować. Jeszcze inni czują się niemal jak przestępcy gdy słyszą: "Dlaczego nie masz przy sobie komórki ?!".
Nie należy zapominać, że połączenia kosztują. Kiedyś podliczyłem, że dogrywając spotkanie z kilkoma osobami, w czasie dojazdu, wydałem kilka złotych. Zważywszy, że takie spotkania mają miejsce kilka razy w tygodniu urasta to do rozmiarów małej, barowej fortuny. Osobiście wolałbym aby po staremu wszyscy pilnowali godzin, na które się umawiają a zaoszczędzone złotówki mógłbym wydać na - jakże pożywną i bogatą w łatwo przyswajalne żelazo - zupę chmielową :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz