wtorek, 1 listopada 2011


OK. Trochę czasu mnie nie było. Wszystko z powodu wyjazdu do Anglii. Możecie mi wierzyć lub nie, ale jeśli chodzi o mobilny internet to nie wiem, czemu ale nie mamy, czego zazdrościć wyspiarzom. Działa to to jakby nie chciało i do tego diabelnie drogie. Przynajmniej jak na nasze płace. A różnice w zarobkach widać zaraz po przesiadce z samolotu do autobusu. Mam taką ideę. Mianowicie bardzo szybko i łatwo jest się zorientować w ogólnych cenach danego kraju poznając cenę biletu autobusowego. Jest to wymierny wskaźnik tego o ile droższe, lub tańsze, będą nasze zakupy w miejscu, w którym się znaleźliśmy.
Ale nie o tym chciałem pisać.
Nie wiem jak wy, ale ja latając samolotami nie mogę ścierpieć jednego momentu. Mianowicie tego, w którym koła lądującego samolotu dotykają ziemi. Nie chodzi tu o to czy się boję latać czy nie. Chodzi o to czy inni pasażerowie się boją. Reakcja takiego podróżnego, który właśnie wygrał „grę w kości ze śmiercią”, jest tylko jedna – klaskanie.
KURDE !!! Jak ja tego nienawidzę!
Nie chodzi, jak myślą niektórzy, o nagrodzenie wyczynu pilota. To jego praca. Robi to dzień w dzień po kilka razy często od wielu lat. Więcej sensu miałoby klaskanie ilekroć taksówkarz dowiezie nas bezpiecznie na miejsce. W końcu jego praca jest, statystycznie rzecz biorąc, bardziej niebezpieczna.
Tak naprawdę chodzi o strach.
Zamiast w zaciszu swojego fotela wypuścić z siebie powietrze rzeczony pasażer, rozluźniając wszystkich mięśnie – nie wiedzieć, czemu - uderza jedną dłonią w drugą. A przecież wystarczyłoby odmówić dziękczynna modlitwę do jakiegokolwiek boga/bogów, w którego/których się wierzy. Co gorsza klaskanie jest zaraźliwe – wszędzie i w każdej sytuacji. Ktoś wali końcem kończyny w koniec drugiej i już wszyscy mu wtórują.
I tak maszyna skacze lądując po pasie przy huraganowych brawach.
Zauważyłem też jedną zależność. Im większe brawa tym gorzej będzie się wychodzić z samolotu. Klaszczą ci najbardziej zdenerwowani. Pierwszą ich reakcją jest natychmiastowe wstawanie i zabieranie swoich bagaży. Wszystko po to by jak najszybciej wydostać się z tej latającej „maszynki do mięsa”. Nie szkodzi, że samolot kołujący po pasie może nagle stanąć – z różnych powodów – i człowiek, szczęśliwy po niedawnej wygranej z losem, nagle leci na łeb na szyję przez pół kabiny.
Tak, więc jeśli lądowaniu towarzyszy aplauz wiem, że nie ma sensu ruszać się z miejsca przez najbliższe pół godziny. Na nic się zdadzą prośby i groźby stewardes. Kołysząc się i przewalając wraz ze swoim, często za dużym jak na kabinowy, dobytkiem niecierpliwi pasażerowie robią coraz więcej zamieszania. Efekt tego jest taki, że dopóki nie opuszczą samolotu ja nie mam po co się ruszać z fotela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz