wtorek, 22 listopada 2011


No to wróciłem. Nie to żebym gdzieś daleko znikał. Ale po początkowych ambicjach i postanowieniu pisania czegoś dzień w dzień zostało niestety niewiele. Tak to już niestety jest, że tego typu plany, początkowo wielkie nikną wraz z uderzeniem rzeczywistości i realiów życia codziennego. Trochę jak postanowienia noworoczne.
Swoją drogą nieuchronnie zbliża się dzień, w którym składamy najwięcej obietnic i to tych których najczęściej nie dotrzymujemy. Jest to podwójnie idiotyczne. Po pierwsze, ze względu na fakt, iż obietnic powinno się dotrzymywać. TAK !!! Dotrzymywać! Choć w dzisiejszym świecie, wydaje się to niemal oksymoronem - „dotrzymana obietnica”. Może błądzę ale to chyba wina polityków.
Po drugie, jeśli nie dotrzymujemy obietnicy złożonej sobie to w sumie sami siebie okłamujemy. Nie wiem czy to w ogóle możliwe. To chyba trochę tak jakby człowiek był w stanie sam siebie zaskoczyć – podobno się da ale ja tego nie doświadczyłem. Tak więc nie widzę sensu takich noworocznych postanowień. Nie ma co się oszukiwać i tak każdy z nas wie, że nic z tego nie wyjdzie. A jednak oszukujemy się tak każdego roku. Powiem szczerze że sam kilka razy wpadłem w tę pułapkę. Dałem się ponieść emocjom, duchowi chwili, alkohol odegrał w tym pewnie swoją niemałą rolę, no i coś tam palnąłem w stylu „Od jutra zaczynam zdrowiej się odżywiać” albo „Będę więcej ćwiczył” lub „Telewizja tylko w weekendy” czy jakąś inną głupotę. Nie wiem jak wy ale mogę się założyć że następny dzień spędzicie leżąc w łóżku przed telewizorem i jedząc same tłuste rzeczy z mikrofalówki. No ale co począć 1 stycznia też ma swoje prawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz